+ 4°C
logo CIECHOCINEK

Święta wielkanocne zawsze były dla mnie wyjątkowe

04 April 2021 2231

Ciechocinek to miasto, w którym zderzały i zderzają się różne kultury. To za sprawą, że do uzdrowiska zjeżdżali kuracjusze z całego kraju. Wielu z nich z czasem przyjeżdżało coraz częściej i się osiedlało. Sprawiło to, że w Ciechocinku mieszają się tradycje wielkanocne z różnych stron kraju.

O tradycjach wielkanocnych rozmawiamy z Klarą Drobniewską, radną Ciechocinka (lata 1998 – 2018), wieloletnią dyrektorką Zespołu Szkół Uzdrowiskowych nr 2 w Ciechocinku (lata 1992 – 2015).

Wielkanoc dla mojej rodziny to witanie wiosny. W domu przez wiele dni trwały porządki, pastowanie podłóg i wspólne z sąsiadami porządkowanie podwórka. Atmosfera przygotowań udzielała się wszystkim. Gospodynie pomagały sobie w przygotowaniach do świąt. Pamiętam, jak wiele razy sąsiadki przychodziły po przepisy oraz produkty spożywcze. Wspominam z uśmiechem na twarzy, jak wspólnie z bratem chodziliśmy ze święconką. Kiedyś podczas takiego wyjścia z naszym kolegą i jego siostrą wspólnie zjedliśmy zawartość jednej ze święconek. To wszystko, zanim wróciliśmy do domu. Babcia, gdy zobaczyła, że zjedliśmy zawartość, tylko pokiwała głową, ale ostatecznie się uśmiechnęła.

Przez pewien okres w naszym budynku mieszkali przesiedleńcy z Kresów, którzy byli wiertaczami. Zajmowali się poszukiwaniem solanki. To za ich sprawą miałam okazję poznać wschodnie zwyczaje świąteczne. Słuchałam wiele na temat obrzędów wywodzących się z prawosławia, katolicyzmu i judaizmu. To wpłynęło na wiele zwyczajów panujących w naszym budynku. Mój ojciec jako oficer straży pożarnej bardzo chętnie w poniedziałek wielkanocny używał hydronetki, którą sowicie oblewał moją mamę, mnie i nasze sąsiadki. Brat z wielką radością mu towarzyszył, chodząc z wiadrem. Bardzo często przy tym, oblewając ściany mieszkań. Często kończyło się to krzykiem i złością oblewanych gospodyń. Sąsiadka, która była bardzo nieufna, spoglądała na korytarz przez dziurkę od klucza, aby zobaczyć kto do niej puka. Pamiętam, jak ojciec wiedząc o tym psiknął perfumami, gdy ta sprawdzała, kto pukał. Zdziwiła się, ale potem żartowaliśmy latami z tego psikusa. We wtorek wielkanocny bardzo chętnie biegałyśmy z dziewczynami z okolicy z wiadrami i polewałyśmy chłopaków wodą. Uwielbiałyśmy odkuć się na poniedziałkowego dyngusa. Z nostalgią wspominam, jak moja mama wypiekała w glinianej foremce babkę wielkanocną. Mam ją do dzisiaj. Chętnie wypiekam w niej babki obecnie, w ten sposób wracam myślami do tamtych czasów. Mój ojciec uwielbiał robić własne wędliny i kiełbasy. Jego specjalnością była biała kiełbasa. Tego smaku nigdy nie zapomnę – była fenomenalna. O zwyczaju szukania prezentów wielkanocnych w domu, czy ogrodzie dowiedziałam się pierwszy raz będąc w szkole średniej, gdy rodzina ze Ameryki przysłała zdjęcie, na którym pokazane było, jak dzieci moich stryjecznych braci prezentują swoje wielkanocne upominki.

Zwiększ czcionkę
Wersja kontrastowa