+ 6°C
logo CIECHOCINEK

Jubileusz 30-lecia Pracowni Rysunku i Malarstwa

09 listopada 2021 2843

Rozmowa Aldony Nocnej z prof. dr. hab. Pawłem Lewandowskim-Palle.

Przed laty był Pan uczestnikiem zajęć prowadzonych przez Zdzisława Szmidta. Czy PRiMa to w jakimś sensie kontynuacja tamtej dawnej pracowni?
PRiMa nie była kontynuacją Ogniska Plastycznego w klubie PROMIEŃ prowadzonego w połowie lat 60. przez artystę malarza Zdzisława Szmidta. Tamta Pracownia polegała na zupełnie innych zasadach, sam Szmidt wybrał sobie 10 młodych uczniów, jeśli nie utalentowanych, to ciekawie rokujących plastycznie, mówiąc, że chciałby wykazać, że nadają się do zajmowania się sztuką, że mogą w przyszłości zostać artystami, że w sztuce mogą znaleźć najważniejsze miejsce dla siebie. Pracownia Plastyczna w klubie Promień była epizodem, po jej likwidacji, bo to była likwidacja, pozostałem, jak inni, sam w poszukiwaniu możliwości dalszego kształcenia kierunkowego. I w Ciechocinku ani powiecie aleksandrowskim tego miejsca nie znalazłem. Z całą pewnością współpraca ze Szmidtem była dla mnie bardzo ważna, ale kształciliśmy całkowicie inaczej.

Jakie były początki PRiMa?
Pracownia Rysunku i Malarstwa Miejskiego Centrum Kultury powstała we wrześniu 1991 r. jako inicjatywa ówczesnego dyrektora Piotra F. Krajniaka i moja, a asystował jej Zdzisław Szmidt. Zrodziła się w Szmidta i mojej Pracowni w nieistniejącym już budynku przy ówczesnej ulicy Świerczewskiego. Inicjatywa należała do Krajniaka, który, często nas odwiedzając i patrząc na to, jak z nami maluje mój wówczas czteroletni syn, postawił pytanie: czy można dowieść, że dzieci z Ciechocinka są tak samo zdolne jak w innych miastach? Formułę Pracowni Rysunku i Malarstwa Miejskiego Centrum Kultury wymyśliłem jako odpowiedź.

Jak zapamiętał Pan pierwsze zajęcia, które odbyły się 30 lat temu? Pierwszą pracownię jeszcze w siedzibie przy ul. Raczyńskich?
Pierwsze zajęcia przeprowadzone zostały 5 października 1991 r. Uczestniczyło w nich siedem osób: Ola Janiszewska, Agatka Koszczewska, Katarzyna Bryła, Ania i Monika Drużyńskie, Michał i Krzysztof Napiórkowscy. Po tygodniu dołączyli: Ola Niedzieska, Marta Kwiecień, Katarzyna Kulińska i Radek Lewandowski. W kolejnym tygodniu: Inga Witerska, Anna Niedzieska, Lidia Zwierzchowska. W ostatnim tygodniu października: Beata Czarnecka i Anna Zwierzchowska, co znaczyło, że na koniec pierwszego miesiąca była już szesnastoosobowa grupa. W ciągu pierwszego roku działalności, do końca czerwca 1992 r. w Pracowni kształciło się 28 osób. Pracownia od początku nastawiona była na kształcenie, a nie działania animatorskie.

Czy rzeczywiście w małym mieście jest tylu uzdolnionych artystycznie ludzi, których talent warto szlifować?
Nigdzie nie brakuje utalentowanych plastycznie młodych ludzi, problemem są… pedagodzy, a właściwie brak pedagogów. Pomiędzy nauczaniem plastyki w szkołach innych niż plastyczne a profesjonalnym kształceniem jest przepaść. Legendarny dla wielu Janusz Żernicki, pisząc o talentach z Ciechocinka, wysnuł bardzo ciekawą hipotezę, „… że widocznie u wód jest coś szczególnego, że młodzi ludzie, chętniej niż w innych miejscach, wypowiadają się różnymi formami sztuki”. Żernicki był gorącym zwolennikiem swego rodzaju „zinstytucjonalizowania” ciechocińskich talentów plastycznych. Nie muszę rozważać sytuacji tego małego miasta w aspekcie wielości talentów, bo od trzydziestu lat, praktycznie corocznie widzę rezultat w postaci kolejnych studentów sztuk plastycznych, architektury czy historii sztuki wywodzących się z PRiMa, a kontynuujących kształcenie na uczelniach w kraju i zagranicą. Dotknięcie sztuki przekłada się na ambicje znaczenia w sztuce, na swoje w niej miejsce. Tak było, jest i zapewne pozostanie. Gdy w 1997 roku zostałem Laureatem Nagrody Ministra Kultury i Sztuki w dziedzinie plastyki w ramach Programu Promocji Uzdolnionych Dzieci i Młodzieży pn. „Talenty”, to myślę, że to była w jakimś sensie nagroda dla ciechocińskich talentów. Staliśmy wówczas tam obok siebie z maleńkim… Rafałem Blechaczem.

Czy pamięta Pan swoich podopiecznych? Czy śledzi Pan ich losy? Wielu z nich to już dorośli ludzie…
Posiadam pamięć. Patrząc na podpisane prace, wiem, o kogo chodzi, i wiem, co szczególnego było w tamtych pracach. Śledzenie losów w globalnym świecie nie jest trudne, problemem są zmiany nazwisk. Wiem też, że jakaś część jest dość zdystansowana, i to nie w aspekcie Pracowni, ale miasta. Najstarsi adepci Pracowni są już po pięćdziesiątce.

Które z działań, pomysłów wspomina Pan najlepiej?
Wskazując jedno działanie, myślę o Ogólnopolskim Konkursie Malarskim pt. „Człowiek i jego praca”. Byłem autorem pomysłu ogólnopolskiego konkursu plastycznego w Ciechocinku i jego animatorem. Inicjatywie tej sprzyjał dyrektor Piotr Krajniak. Konkurs od początku posiadał klasyczną formułę autorską. Opracowałem całość założeń ideowych i formalnych konkursu, regulamin oraz określiłem nazwę: I Otwarty Konkurs Malarski dla dzieci do lat 15. „Człowiek i jego praca”. Określenie „Otwarty” zastąpiłem w roku następnym określeniem „Ogólnopolski”. Wyprodukowałem osiem konkursów. Później przejęła to dyrektor Barbara Kawczyńska. Sukcesy w tym konkursie ciechocińskich dzieci i ciechocińskiej młodzieży były w jakimś sensie trampoliną do sukcesu ogólnopolskiego, ale i międzynarodowego. Wielotysięczna Kolekcja prac z tego konkursu jest wartością samą w sobie. Tam są dzieła.

Największa radość i satysfakcja?
Największą radością jest patrzenie na rozwój ludzi, którzy swoje funkcjonowanie w sztuce zaczynali od współpracy ze mną. Patrzenie na ich sukcesy, bo porażki przeżywa się samemu. Wielu z nich, gdy się do mnie zwracają, potrafię nadal coś istotnego doradzić.

Tych satysfakcji było wiele, ale największym wynikiem artystycznym Pracowni było GRAND PRIX w największym międzynarodowym konkursie sztuki dziecka i młodzieży w Bitoli w Macedonii w 1997 roku. Gdy tam się znaleźliśmy, nikt ze świata nie potrafił prawidłowo powiedzieć Ciechocinek, ale gdy wyjeżdżaliśmy, nikt już się nie pomylił w nazwie. Ciechocińskie dzieci i młodzież uzyskiwały laury w międzynarodowych konkursach sztuki, m.in. w Argentynie, Egipcie, Japonii, Słowacji, Danii, Francji, Niemczech, Norwegii, Finlandii, na Litwie czy w Rosji, w Moskwie. Ich prace znajdują się w światowych muzeach, choćby w Kolekcji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego czy Muzeum Astrid Lindgren.

W pewnym momencie przestałem liczyć te sukcesy, bo wiem, że w kształceniu najważniejsza jest jakość kształcenia, ważniejsza od uzyskanych nagród i wyróżnień. Nie podoba mi się nierównoległość honorowania w sztuce dziecka i młodzieży. W naszym kraju nagrody w dziedzinie plastyki są śmieszne w aspekcie nagród dla młodych muzyków.

Jak określiłby Pan największy atut PRiMA?
Tym atutem jest logiczne i profesjonalne kształcenie. Kształcę najlepiej jak potrafię, i … naprawdę wiem, że się rozwijam. To przekłada się na jakość. Ta Pracownia dzisiaj to praca nad dziewiętnastoma indywidualnymi programami, ale w przeszłości sięgała nawet sześćdziesięciu adeptów w sześciu grupach. Ta Pracownia jest już wartością kulturową. Czy to jest Pracownia mistrzowska – jak przez wielu jest określana? Tu kompetentnymi do właściwej odpowiedzi są przede wszystkim ci, którzy się w niej kształcili.

Czego życzyłby Pan sobie i uczestnikom zajęć?
Przychodziłem do Pracowni jako doktor, odejdę jako profesor doktor habilitowany. W życiu trzeba mieć przede wszystkim szczęście. Tego życzę nie tylko adeptom ciechocińskiej Pracowni Rysunku i Malarstwa.

Tym, którzy się pod moim kierunkiem kształcili, i tym, którzy nie tylko własne dzieci do tej Pracowni zapisywali, DZIĘKUJĘ, przede wszystkim za zaufanie. Dziękując, że byli, życzę im pozostania w sztuce na zawsze. Mam świadomość tego, że moja przygoda z kształceniem kończy się. Dla jednych będzie to oddechem ulgi, bo przecież nie posiada się samych przyjaciół, dla innych będzie na początku jakimś niepokojem, ale najsilniejsi sobie poradzą. Nigdy nie brakowało mi czasu dla twórczości własnej i tego życzę także innym.

 

Zwiększ czcionkę
Wersja kontrastowa