Na Deptaku w Ciechocinku – Jan Kiepura.
Przez dziesiątki lat do uzdrowiska przyjeżdżało wielu znanych ludzi. Podczas spacerów w alejach parkowych można było spotkać aktorów, polityków, dziennikarzy czy pisarzy. Cykl „Na deptaku w Ciechocinku” poświęcony jest ciechocińskim śladom interesujących postaci, a jest ich naprawdę bardzo wiele.
Jan Kiepura kojarzony jest z Krynicą, gdzie za honoraria pobudował luksusowy pensjonat „Patria”, jeden z najwytworniejszych w przedwojennej Europie. Corocznie od 1967 r. odbywa się tam Europejski Festiwal im. Jana Kiepury. Warto wspomnieć, że sto lat temu artysta leczył się w Ciechocinku jako nieznany jeszcze śpiewak.
Za młodu syn sosnowieckiego piekarza był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej, brał też udział w walkach o wolność Śląska. Po maturze w sierpniu 1921 r. przyjechał do Ciechocinka na leczenie. Doznał urazu nosa w bójce i miał chroniczny nieżyt dróg oddechowych. Został pacjentem dr. Teodora Herynga. Nie miał zbyt wiele pieniędzy, o czym świadczą rozpaczliwe listy wysyłane do domu. Prosił w nich o przysłanie koca, ręcznika i poduszki. Stać go było jedynie na wynajęcie taniej kwatery przy obecnej ul. Kopernika. Wśród pamiątek po artyście zachował się kwit apteczny z odpisem recepty zrealizowanej w aptece Gębczyńskiego przy ul. Widok. Kiepura chciał wystąpić w miejscowym kościele, ale organista stwierdził, że nie jest nikim znanym, więc nic z tego nie wyszło. A szkoda, bowiem tenor zrobił dość szybką karierę i jego nazwisko poznali ludzie na kilku kontynentach.
Jesienią 1921 roku Kiepura zgodnie z wolą rodziców, rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Nie zapomniał jednak o szkoleniu głosu. Zdolności muzyczne odziedziczył po matce. W tajemnicy przed ojcem przeznaczał pieniądze przesyłane z domu na lekcje śpiewu. Miał piękną barwę głosu, która wzbudzała zainteresowanie. Był bardzo pracowity i potrafił ćwiczyć przez wiele godzin, by osiągnąć zadowalające brzmienie.
Zadebiutował w 1923 r., występując sali kina Sfinks w Sosnowcu. Rok później Emil Młynarski zaangażował go do opery w Warszawie. Młody Kiepura śpiewał początkowo epizodyczne partie. Dostał rolę górala w „Halce” Stanisława Moniuszki, ale mając zapędy gwiazdorskie, nie zwracał uwagi na wskazówki dyrygenta, więc nic dziwnego, że stracił pracę i musiał odejść.
Wyjechał do Lwowa, gdzie 15 stycznia 1925 roku wystąpił w tytułowej roli w operze „Faust” Charlesa Gounoda. Ambitny tenor postanowił spróbować swoich sił za granicą. Wyjechał do Wiednia, gdzie utalentowanym śpiewakiem zainteresował się dyrektor Staatsoper Franz Schalk. 22 września 1926 roku Kiepura wystąpił u boku primadonny Marii Jeritzy w „Tosce” Giacomo Pucciniego. Odniósł sukces. Odtąd otworem stały przed nim ważniejsze sceny w Europie. W ciągu kilku miesięcy jego głos usłyszeli melomani w Berlinie, Brnie, Pradze, Budapeszcie i Londynie. W jednym z wywiadów narzekał: „Jakież to smutne, że artyści polscy muszą niemal bez wyjątku szukać sławy za granicą, bo w kraju nie ma dla nich miejsca”. Kolejnym przełomem był rok 1928, kiedy wystąpił w mediolańskiej La Scali w roli Kalafa w „Turandot” G. Pucciniego. Potem zaśpiewał partię Cavaradossiego w „Tosce”, wziął też udział w prapremierze „Le preciose ridicole” Felice Lattuady. Zaczęła się międzynarodowa kariera „chłopaka z Sosnowca”, który zaczął święcić triumfy na scenach słynnych teatrów europejskich.
W lutym 1938 r. wystąpił w Metropolitan Opera House w Nowym Jorku jako Rudolf w „Cyganerii” Giacomo Pucciniego. Potem były kolejne role. Zaśpiewał partię Don Josego w „Carmen” Georgesa Bizeta, a także księcia Mantui w „Rigoletcie” Giuseppe Verdiego (przedstawienie zostało utrwalone i można je wysłuchać). Ta ostatnia rola określana była jako najświetniejsza w jego karierze scenicznej. Tenor występował dla nowojorskiej publiczności jeszcze w kilku sezonach. Ze swoją żoną Martą Eggerth święcił też triumfy na Broadwayu. „Wesoła wdówka” Ferenca Lehara stała się bardzo popularna i była wystawiana w czterech wersjach językowych w wielu krajach. Grana była ponad 800 razy.
Jan Kiepura uwielbiał występować dla publiczności. Znany był z intensywności swoich występów. Umiał wykorzystać reklamę. Zaproszenia na jego koncerty ukazywały się w prasie lokalnej, a bilety można było kupić w wielu miejscach.
Tenor stał się też jednym z pierwszych europejskich idoli kina dźwiękowego. Zagrał w filmach, które były wyprodukowane w różnych wersjach językowych. Nic dziwnego, że adorowały go tłumy. Rozpoznawano go na ulicy. Bywało, że spontanicznie śpiewał z dachu samochodu dla zgromadzonej na ulicy publiczności. Gdy wracał do kraju, był witany jak gwiazda. Jednak nie zdecydował się zamieszkać na stałe w Polsce. Miał podpisane ważne kontrakty z operami w Londynie, Paryżu czy w Berlinie.
Wojnę przeżył w USA, gdzie zbierał pieniądze na Fundusz Pomocy Polsce i wspierał europejskich uchodźców. Do Polski przyjechał dopiero w 1958 roku i dał kilka koncertów. Przedtem władze komunistyczne go oczerniały. Ukazywały się złośliwe artykuły w prasie. Ale dyskredytacja Kiepury zdała się na nic. Publiczność go pamiętała i artystę witały tłumy. Śpiewał dla zgromadzonych z balkonu hotelu Bristol.
Kiepura zmarł nagle na atak serca w swojej rezydencji w Harrison w 1966 roku. Zgodnie ze swoim życzeniem został pochowany w mieście, którego nigdy nie przestał kochać. Spoczął w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Pogrzeb uwielbianego śpiewaka zgromadził tysiące ludzi. Jak pisał Jerzy Waldorff: „Do dziś nie jestem pewien, czy stara Warszawa, dążąca na Powązki za tą trumną, nie wędrowała również po to, żeby pogrzebać własną młodość.” Pozostały płyty i filmy, a melomani do dziś nucą jego szlagier „Brunetki, blondynki”, także na koncertach w Ciechocinku.
Aldona Nocna